Helena Kobusińska, sopran, urodziła się w 1929 roku, a odeszła we wrześniu 2014 roku. Z Operą Nova w Bydgoszczy związana była w latach 1958-2000 r. Pomimo przejścia na emeryturę, nie zerwała z nią kontaktu. Dorywczo obsadzano ją w wybranych rolach; była suflerem i inspicjentem. Z takim samym zaangażowaniem, z jakim występowała na scenie, wykonywała zadania na innych stanowiskach. 

Kiedy pod koniec lat 90. w Operze Nova na stanowisku suflera zatrudniono Agnieszkę Ryczak, Lena Kobusińska wprowadzała ją w specyfikę zawodu. 

Była pierwszą osobą, która pokazała mi kulisy. (Opera występowała wówczas gościnnie w Teatrze Polskim). Przedstawiała mnie poszczególnym solistom, którzy występowali na scenie. Zapoznawała mnie z nowym stanowiskiem pracy, bowiem - jako absolwentka polonistyki - czułam się zagubiona w tak magicznym miejscu, jakim jest teatr. Lena bardzo precyzyjnie tłumaczyła zasady bycia na scenie, wyjaśniała wiele zawiłości związanych z przebiegiem prób, spektakli… Mogę powiedzieć, że tak właśnie wyglądał początek naszej znajomości, chciała, najlepiej jak potrafi, przygotować mnie do pracy - wspomina Agnieszka. - Pamiętam też do dziś zdarzenie związane z moją pierwszą próbą do spektaklu Skrzypek na dachu, w którym Ryszard Smęda występował w roli Tewjego Mleczarza. Szybko stało się ono operową anegdotą. 

Lena na konkretach objaśniała mi zadania suflera w przedstawieniu. Jako osoba niezwykle skrupulatna poleciła mi podrzucać tekst nawet podczas monologu Tewjego i to w dodatku w każdej pauzie, szepcząc mi do ucha teraz - opowiada Agnieszka Ryczak. - Chcąc wypaść w oczach Leny jak najlepiej, podpowiadałam zdania coraz głośniej i częściej. Skąd mogłam wiedzieć, że zamiast pomagać soliście najzwyczajniej w świecie mu się narażam? I nie trzeba było długo czekać na reakcję. W pewnym momencie Rysio Smęda przerwał przebieg próby i krzyknął ze złością: Lena, przeszkadzasz mi. Nic mi nie podpowiadaj!!! Wówczas ja, ukryta za drzwiami chaty Tewjego, musiałam wyjść na scenę i przeprosić. Na szczęście, Rysio tylko się uśmiechnął. Dopiero w czasie przerwy wrócił do tematu. Wyjaśnił, że jemu sufler jest potrzebny naprawdę rzadko, a już na pewno nie w monologach! Powiedział mi też, że według niego praca suflera to siedem sekund na siedem lat! I dodał, że kiedy będzie oczekiwał pomocy mrugnie do mnie okiem. Tak oto wyglądała moja pierwsza w życiu wpadka z udziałem Leny w Operze Nova. 

Warto wiedzieć, że w domu rodzinnym Heleny Kobusińskiej od pokoleń panowała muzyczna atmosfera, stąd jej zainteresowanie śpiewem było naturalne. Muzyczną szkołę średnią ukończyła w Toruniu, a potem została artystką chóru ówczesnego Studia Operowego w Bydgoszczy. Helena swój głos rozwijała u wielkiego pedagoga śpiewu, jakim była prof. Barbara Iglikowska z Akademii Muzycznej w Gdańsku. W roku 1964 debiutowała już jako solistka w partii Micaeli w operze Carmen Georga Bizeta. 

Szczyt największych scenicznych sukcesów Kobusińskiej przypadł na lata 60. i 70. XX wieku. Do jej najbardziej udanych ról zaliczyć należy, m.in.: Jenny w Operze żebraczej Brittena, Franzi w Wiedeńskiej krwi Straussa. Także partię Małgosi w Jasiu i Małgosi Humperdincka, Paminy i Papageny w Czarodziejskim flecie Mozarta czy Hanny, a potem Cześnikowej w Strasznym dworze Moniuszki. 

Barbara Synowicz, artystka chóru (sopran), która w Chórze Opery Nova pracowała przez 32 lata, tak wspomina ten najbardziej aktywny zawodowo okres Heleny Kobusińskiej: Była bardzo oddana sztuce operowej. Kochała swój zawód. Do każdej roli przygotowywała się niezwykle sumiennie, czym budziła podziw wśród koleżanek i kolegów. A przy tym bardzo głęboko, aż do granic możliwości, przeżywała każde wejście na scenę. Podczas premiery trema zżerała ją do potęgi. Cechowała ją uczynność. Zawsze ostrożna, opanowana, spokojna i dokładna. I dodaje, że w jej odczuciu jeden z najszczęśliwszych okresów w życiu prywatnym pani Leny związany był z narzeczonym z Niemiec. Przede wszystkim doceniał ją jako artystkę operową. Co więcej, w tym czasie jej wewnętrzne szczęście było również widoczne na scenie.

Warto przypomnieć, że Helena Kobusińska w sierpniu 1996 r. kreowała postać Pani Higgins w musicalu My Fair Lady F. Loewego w reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego podczas Festiwalu Muzyki Wokalnej VIVA IL CANTO w Cieszynie. Grając tę postać podczas kolejnego przedstawienia w roku 1998, obchodziła benefis 40-lecia pracy artystycznej. 

Helena Kobusińska, pomimo upływu lat, podtrzymywała więź z Operą. Sporadycznie występowała, wyjeżdżała z zespołem na artystyczne tournée. A potem ślad po niej zaginął. 

W roku 2012 dowiedziałam się od tancerza Henia Kańciaka, że Lena przebywa w domu spokojnej starości. Bez namysłu pojechałam tam i od tego czasu ją odwiedzałam. Podczas pierwszego pobytu Lena wyznała mi swoje marzenie. Chciała jeszcze raz być w Operze Nova – wspomina Agnieszka Ryczak. - Nie było to łatwe, bowiem poruszała się na wózku inwalidzkim. Razem z mężem w ciągu kilku dni wszystko zorganizowaliśmy. Lena miała obejrzeć Rusałkę Dvorzaka! Ponieważ jako inspicjent jestem podczas każdego przedstawienia w pracy, mąż przywiózł Lenę do opery i był przy niej cały czas w roli opiekuna. W przerwie przed pracowniczą kantyną zorganizowaliśmy dla Leny krótkie spotkanie z dawnymi kolegami i koleżankami z pracy. Powitał ją dyrektor Maciej Figas, poznała głównych odtwórców ról Rusałki. Jak sama przyznała, tego dnia znów „była noszona na rękach”, (mąż z przyczyn technicznych musiał wziąć ją na ręce). Spektakl bardzo ją wzruszył. Program przeczytała od deski do deski. Podziwiała scenografię oraz kunszt młodych solistek i solistów. Kiedy odwoziliśmy ją do domu stwierdziła, że piękno muzyki kołysać ją będzie do snu, płakała z radości, a my wiedzieliśmy, że zorganizujemy dla niej kolejną wyprawę do opery. 

I tak też się stało. Tym razem wybraliśmy Halkę, wkrótce po premierze. Lena była bardzo oczarowana spektaklem. Zachwyciła ją nowoczesna scenografia i oczywiście spotkanie ze znajomymi. W drodze powrotnej nuciła fragmenty partii Halki. Wyjaśniła, że śpiewała ją podczas obrony dyplomu! Nie wiedzieliśmy wówczas, że była to jej ostatnia wizyta w Operze Nova… - kontynuuje Agnieszka.

Curriculum vitae Heleny Kobusińskiej napisało nie tylko jej zauroczenie muzyką i śpiewem. Obdarzona ciekawym brzmieniem sopranu, kreowała wiele interesujących partii wokalnych w operach, operetkach i musicalach. Nie chcąc zrywać więzi z Operą, odnalazła się i na innych stanowiskach. Zapisała się nie tylko w kronikach operowych, ale także i w pamięci wielu osób, które miały z nią kontakt w różnych okresach jej życia.

Ilona Słojewska

http://teatrdlawas.pl/artykuly/381-zostawila-dusze-w-teatrze